Testuję dużo i często, ciągle wymieniam się z innymi perfumoholikami, do perfumerii też regularnie zaglądam. Często coś wpada mi w nos, lista zapachowych miłości aż po grób, też coraz dłuższa. Niemniej jednak, rzadko pamiętam, co kiedy wąchałam, nie przechowuję w pamięci tak dalece idących szczegółów, zwłaszcza, że moja przygoda z perfumami trwa już wiele, wiele lat.
Inaczej sprawa ma się z jednymi z najpiękniejszych perfum jakie znam. Tuberose Gardenia z Private Collection Estee Lauder. Pamiętam dokładnie dzień, w którym powąchałam je po raz pierwszy. Pewnie dlatego, że aura- ciepły wiosenny deszczyk- sprzyjała pięknemu rozwinięciu, jakie Tuberose Gardenia ma do zaoferowania. Nuty są przebogate, wielbicielki białych kwiatów, będą zachwycone. Mimo, że faktycznie tuberoza i gardenia są tutaj na pierwszym planie, to wyczuwalne są również bez, lilia i jaśmin. Nie należy jednak dać się zwieść kwiatom, zapach, choć niewiarygodnie intensywny i upajający, oddaje cudowną zieloność i wilgotność ogrodu wypełnionego tym białym kwieciem. Zapach jest dość linearny, ja cały czas czuję się, jak gdybym otworzyła okno do mokrego po deszczu ogrodu.
Przy tym wszystkim są lekkie, przestrzenne, eleganckie. Nie przyduszą oldskulową nutą, nie pachną vintagowo. Są bardzo długotrwałe i szalenie intensywne. Flakon należy do jednego z najpiękniejszych jakie znam. Ciężki, grube szkło, masywny korek. Wszytko jest wykonane tak porządnie, a równocześnie szlachetnie prosto, bez zbędnych ozdobników. Całość- i flakon, i zapach- absolutnie wytworna.
Rok: 2007
Twórca: Aerin Lauder
Nuty: brazylijskie drzewo różane, lilak, neroli
lilia,
tuberoza, kwiat pomarańczy, gardenia, jaśmin
goździk, wanilia bourbon.