Od reformulacji zapachu, gorsze jest jedynie jego wycofanie. Po Venezii- Laury Biagotti rozpaczałam długo. To perfumy w starym, dobrym stylu długotrwałe, ogoniaste, wyraziste. To właśnie w Venezii kryje się jedna z najpiękniejszych śliwek w mainstreamowym perfumiarstwie. Bogactwo innych owoców, wyraźna obecność wanilii i tonki tworzyły Venezię słodką, lecz nie ulepną. Ambra i drzewo sandałowe dodawały im szyku, wyrafinowania, a całość była alegorią dojrzałej ciepłej kobiecości.
Około dekady zajęło marketingowcom Laury Biagotti zorientowanie się, że Venezia ma rzeszę wielbicieli, unikatowe flaszki świetnie sprzedają się w serwisach aukcyjnych, a ich ceny bywają niebagatelne. Dlatego też, w 2011 postanowiono wskrzesić legendę. Legendę wskrzeszono w postaci eau de parfum, klasyk z 1992 był dostępny jako eau de toilette stąd ciężko było traktować nową Venezie jako sprawiedliwy ekwiwalent starej. Grono fanów zapachu Laury Biagotti starą wersję polubiło, ale głosy dotyczące znacznych różnic w obu zapachach nie niknęły. Na pocieszenie, w tym roku, na rynek wyszła Venezia w swojej oryginalnej koncentracji- EDT. Niestety w Polsce trudno przetestować ten zapach, ale sądząc po entuzjastycznych recenzjach, EDT faktycznie wiernie oddaje to jak pachniała Venezia z 1992r. Dzisiejsza notka, jest przeznaczona dla tych, którzy starą wersję lubili i zastanawiają się czy ogólnie dostępna woda perfumowana jest godna uwagi.
No cóż, zarówno ci, którzy przechowują zapach w pamięci, jak i ci, którym udało
się zachować lub kupić starą wersję mogą się odrobinę rozczarować. W
starej wersji nuty były mniej oczywiste, łagodne, nie tak ordynarne jak w
nowej. Stara wersja jest milsza, delikatniejsza w odbiorze. Nie
twierdzę, że nówka to killer, ale zapach może w pierwszej chwili wydawać
się ostry, za co należałoby winić koncentrację, ale i inne niż w klasyku, nuty zapachowe.
Różnice zaczynają się już w otwarciu: tam gdzie w starej wersji jest słodka soczysta śliwka, nowa wersja poraża jaśminem i to właśnie ten kwiat w duecie z wanilią generuje odrobinę kwaskowatą słodycz, na której opiera się cała kompozycja. W wersji z 2011r. śliwka wkracza do gry dość szybko, ale nie jest w stanie przedrzeć się przez dominantę stworzoną z oszałamiającego (choć pięknego jaśminu) i ulepnej wanilii. Klasyk jest bardziej wyważony, subtelny. Słodkie nuty śliwki, tonki, wanilii są umiejętnie równoważone cynamonem i drzewem sandałowym, co sprawia, że perfumy są bardziej kremowe, eleganckie. Delikatnie otulają nosiciela, są śliwkową alegorią kobiecości. Wbrew pozorom to nowa wersja, a nie szlagier lat 90-tych, jest bardziej krzykliwa, wulgarna. Za wszelkie podobieństwa pomiędzy starą EDT a nową EDP odpowiada śliwka, to ona jest wspólnym mianownikiem, który sprawia, że gdy EDP już na dobre osiądzie na skórze i jaśmin odrobinę przycichnie, daje znać o swoim protoplaście.
Podsumowując- nowa Venezia zachwyciłaby mnie bez względu na pamięć
o starej. Lubię wyraziste, słodkie kompozycje w stylu rozbuchanych lat
80-tych i wczesnych 90-tych, a do takich bez wątpienia można Venezię
zaliczyć. Fanom jaśminu, śliwki i wanilii polecałabym te perfumy w
ciemno, szczególnie, gdy ktoś ceni sobie moc zapachu, a więc zarówno
trwałość jak i projekcję. Ortodoksyjnym wielbicielom klasycznej Venezii radziłabym polować na tegoroczną wodę toaletową.
Nie słyszałem o pierwowzorze, ale, na tyle na ile mój zmysł węchu jest w stanie dostarczyć odpowiednich doznań na podstawie opisu, kompozycja wydaje się być ciekawą :D
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ja nawet tej nowej wersji nie testowałem. Nie chciałem burzyć obrazu dawnej Venezii i się denerwować na kolejne "wydojenie klasyka". Ale po Twojej recenzji widzę, że nie taki diabeł straszny. :)
OdpowiedzUsuńMarcinie, wcale Ci się nie dziwię, że nie chciałeś go testować. W moim przypadku zwyciężyła ogromna miłość do klasyka. Diabeł niestraszny, ale fani tych perfum wiele ryzykują. Być może stare wspomnienia odżyją i będą nosić nową wersje z zachwytem. Być może spotka ich bardzo przykre rozczarowanie.
OdpowiedzUsuńU mojej cioci stoi taki pusty flakonik po starej Venezii.. Ehh ta moc, coś cudownego
OdpowiedzUsuń