czwartek, 29 stycznia 2015

Tanie a dobre vol. 3: Rihanna - Reb'l Fleur



Mimo końcówki stycznia, zima się jeszcze nie rozhulała na dobre (w chwili, gdy to piszę jest 5 stopni powyżej zera), ale gdy już naprawdę zacznie pizgać złem, utoniemy w szarej, pośniegowej brei, a promienie słońca staną się jedynie dalekim wspomnieniem, każdy dotyk lata będzie na wagę złota.

W te szare, przygnębiające dni tęsknota za wakacjami jest tak potężna, że szukam pocieszenia we wszystkim - książkach, filmach, muzyce i oczywiście w perfumach.

Za piosenkarką nie przepadam, celebryckich zapachów poza paroma wyjątkami nie lubię, flakon Reb'l Fleur jest po prostu obrzydliwie kiczowaty, a mimo to zapałałam miłością do tych perfum od pierwszego niucha. Mijają dni, miesiące, a ja nadal zachwycam się tym egzotycznym ulepem. Wysączyłam już kilka dużych odlewek  i zakupiłam flakon o pojemności 100ml - wiem, że zużyję go z przyjemnością.

Perfumy chciałabym polecić wszystkim fanom tropikalnej egzotyki - to wrażenie jest tak intensywne, że chyba nigdy nie uda mi się znaleźć czegoś lepszego w tej kategorii. Przywołują one silne skojarzenia związane z upalnymi wieczorami przy karaibskich rytmach, kwiatami tiare wpiętymi we włosy oraz słodkimi, kolorowymi drinkami. Warto tu jednak zaznaczyć, że mimo wyraźnej obecności kokosa i cytrynowej wanilii, perfumy te ciężko zaliczyć do kategorii gourmand. Jeśli spodziewacie się przesłodzonego deserku, owocowego drinku lub escadowego kompociku - zły adres. To naprawdę seksowne, uwodzicielskie perfumy nie budzące żadnych spożywczych skojarzeń. Jest to o tyle dziwne, że wymienionej w nutach tuberozy - nie wyczuwam. Prawdę mówiąc nie znalazłam w Reb'l Fleur żadnego fleur, dzięki czemu zapach nie wpada w tak mocno wyeksploatowaną dziedzinę fruity florali. Owszem perfumy są słodkie i mocne, kobiece, ale ani trochę wyzywające. Bardzo podoba mi się równowaga, którą udało się twórcom zachować, zwłaszcza, że zazwyczaj celebryckie zapachy mocno przechylają się na kiczowatą, przesłodzoną i słabą jakościowo stronę.

Stosunek jakości do ceny - szałowy. 100ml można zakupić już za ok kilkadziesiąt złotych i będą to naprawdę dobrze wydane pieniądze. Mimo mało ambitnych nut, wszak kokos i wanilia nie są szczytem wyrafinowania, nie czuć tu "taniości", "tandety". Gdy widzę w składzie kokos, zawsze boję się syntetycznego powiewu wprost z samochodowego odświeżacza. Tu na szczęście udało się tego uniknąć i Reb'l Fleur pachnie o wiele lepiej, "drożej" niż choćby ostatnie Escady.

Warto też wspomnieć o znakomitej trwałości i projekcji. Perfumy nie tylko ciągną się metrowym ogonem za nosicielką, ale i cieszą swą obecnością na skórze przez co najmniej 10 godzin. Dlatego, jeśli szukacie niebanalnego poprawiacza nastroju za nieduże pieniądze - gorąco polecam Reb'l Fleur by Rihanna. Tanie a znakomite!

PS Ale flakon jest po prostu ohydny...

Stworzone w 2010 przez Caroline Sabas i Marypierre Julien.
Nuty zapachowe:
śliwka, brzoskwinia, czerwone jagody
tuberoza, fiołek, kokos, hibiskus
piżmo, paczula, wanilia, żywica bursztynowa

czwartek, 7 sierpnia 2014

Roberto Cavalli - dynastia




Roberto Cavalii... o klasyku pisałam już parę lat temu przy okazji nowości - jesień 2012, gdy szturmem wdarł się do perfumerii. Wtedy nie wróżyłam mu zbytniej popularności - dziś mam problem, by tę popularność ocenić. Z jednej strony, mojej tezie przeczy ogromna liczba flankerów - wodne Acqua, drzewne Nero Assoluto, owocowa Exotica i niezliczone wariacje na temat oud dystrybuowane głównie na rynku arabskim. Z drugiej - nigdy nie czułam ich na ulicy, nie budzą szalonego zainteresowania w perfumeriach. Oprócz oudowych kompozycji, których niestety nie znam, wszystkie trzy flankery są bardziej stonowane, wygładzone niż klasyk.

Zacznę od końca, czyli od najnowszego różowiutkiego flankera - Exotica. Zapragnęłam go od pierwszej wzmianki na jego temat w sieci. Kocham wszystko o zapachu i smaku mango, stąd ślepo ufałam, iż Exotica stanie się mocarnym wakacyjnym ulepem, który podbije moje serce. Niestety, już pierwsze recenzje wskazywały na to, że Exotica to wielkie rozczarowanie. Pomijam krótkotrwałość i bezogonowość - te perfumy są po prostu słabe. Soczystość słodkiego mango potrafi zwalać z nóg, tym bardziej zaskakuje fakt, iż RC zaprezentował perfumy o zapachu mocno rozwodnionego szamponu - klasyczne EDP czuć jedynie w tle, delikatnie sugerując protoplastę Exotiki. Skład obiecywał także kwiat frangipani, tym większe moje rozczarowanie, że na mojej skórze nie czuć go wcale - uwielbiam frangipani zarówno w perfumach, jak i w żywej, kwitnącej postaci. Nie ukrywam, że zbieram "rodzinki" i chciałabym, by różowy flakonik dołączył do kolekcji, choć może niekoniecznie wraz z zawartością.

Nero Assoluto - na bazie znanej z klasyka, zbudowano przyjemny, słodki zapach składający się z wanilii i nut drzewnych. Nazwa, którą można rozumieć jako "czerń absolutną" w żadnym wypadku nie kojarzą się z tym kolorem - rozumiem, że jest to nawiązanie do hebanu, który widnieje w składzie nut. Wiele osób wybierając zapachy do testów, sugeruje się w pierwszej chwili kolorem flakonu - miłośnicy ciężkich, mocnych woni mogli się srogo rozczarować. Zamiast "czerni absolutnej" w buteleczce kryje się drzewny słodziak. Odrobinę przypominają mi duchem Euphorie EDP - obwiniałabym za to nie tylko nuty drzewne, ale także orchideę. Idealne na dzień, nawet do ciasnego biura - ładne i nic poza tym.

W mojej kolekcji znalazły się zarówno klasyk, jak i wersja "wodna". Prawdę mówiąc dopiero trzymając flakon w rękach, można przekonać się, że RC pozostał wierny swoim gustom i zaprojektował flakon, który swoim kiczem wyróżnia się na perfumeryjnych półkach. Złoty ornament - inicjały projektanta - wieńczą korek, na którym znajdziemy dodatkowo wąziutki paseczek ze wzorem w panterkę. Flakon odzwierciedla zawartość - ciężko przejść obojętnie obok tego zapachu. Jak już pisałam, to uwspółcześniona kwintesencja lat 80-tych. Duszne białe kwiaty, świdrujący nos pieprz oraz tonkowo-waniliowa baza stanowią wyjątkowo mocarny zestaw.

Ze wszystkich flankerów, które miałam okazję poznać, Acqua jest najwierniejsza klasykowi. Czuć, że pochodzą z jednej rodziny. Acqua jest wodna, ale na szczęście nie rozwodniona. Bardzo dużą rolę odgrywa tu konwalia, która dodała perfumom lekkości, świeżości. Duże znaczenie ma też cytryna - tu podana w lekko zielonej, niedojrzałej formie. Ogromny plus za to, że udało się uniknąć efektu cytrusowego detergentu, co niestety często zdarza się w perfumach, w których cytrusy grają główną rolę. Dzięki nutom morskim, perfumy zyskują przyjemną lekkość, która sprawia, że klasyk traci swój ciężar i staje się przyjemnym, oryginalnym zapachem na lato.

Exotica
Stworzone w 2014 roku.

- mango
- frangipani
- drzewo sandałowe

Nero Assoluto
Stworzone w 2013 roku przez Louise Turner.

- cytrusy, orchidea
- wanilia
- heban, nuty drzewne

Acqua

Stworzone w 2013 roku przez Louise Turner.


- jaśmin, cytryna, nuty wodne
- konwalie
- piżmo

Eau de Parfum
Stworzone w 2012 roku przez Louise Turner.

- różowy pieprz
- kwiat pomarańczy
- benzoin, fasolka tonka, wanilia

środa, 6 sierpnia 2014

Perfumoholizm w najczystszej postaci

Dzisiejsza notka będzie krótka, za to podsumuje mój perfumoholizm. Robiąc porządki znalazłam kopertę, a w niej 5 fantastycznych odlewek pochodzących z jakiejś wymiany. Nie wiem jak mogłam zapomnieć o tym, że do mnie przyszły - winę zrzucam na potężną liczbę pachnących skarbów, które mam w swoich szafkach. 5 zapachów przeleżało prawie 2 miesiące. Z jednej strony, trochę mnie to przeraża, uświadamia, że nałóg straszna rzecz i jako perfumoholiczka straciłam kontrolę nad tym, co kupuję, wymieniam itd. Z drugiej strony - od 20. czerwca do 1. października przebywam na ścisłym odwyku - zero wymian, zakupów - jedynie sprzedaż. W samym środku tego odwyku w moje ręce wpadło 5 fantastycznych zapachów, które będę mogła spokojnie przetestować, grzecznie czekając na koniec odwyku. 

Sam odwyk ma na mnie dobry wpływ, ale dzisiejsza sytuacja wprowadziła jeszcze większe otrzeźwienie. Miejmy nadzieję, że na długo :)

A już jutro recenzja rodzinki Roberto Cavalli - zapraszam :)


wtorek, 5 sierpnia 2014

Co mnie irytuje w: perfumeriach stacjonarnych

Perfumerie stacjonarne - ekskluzywne, niszowe, sieciowe. Wszystkie oprócz perfum łączy jedno - irytują. O dziwo, bez względu na status perfumerii - w większości przypadków są to te same czynniki i to o nich będzie dzisiejszy, wylewający wiele żółci post. Zanim jednak zacznę, chcę pragnę zaznaczyć, że takie same problemy spotykały mnie nie tylko w Polsce, ale i w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Grecji. Nie chciałabym zrzucać winy na polską mentalność czy PRL-owską obsługę klienta, gdyż negatywne (choć pozytywne oczywiście też) wspomnienia mam nie tylko z polskich perfumerii. 

1. Ekspedientki wiedzą lepiej co mi się podoba. Gdy w sklepie ktoś mnie zaczepia, chce mi pokazać jakąś nowość - jeśli akurat się nigdzie nie spieszę - daję się namówić na prezentację nowych kosmetyków, wszak nigdy nie wiadomo, a nuż coś mnie zaciekawi. Wyjątek stanowią perfumy - staram się być na bieżąco ze wszelkimi nowościami i zazwyczaj, gdy ekspedientka chce mi jakąś "nowość" zaprezentować, to mam już dawno te perfumy przetestowane albo i kupione (pozdrawiam panią, która chciała mi pokazać "absolutną nowość" - Sexy Amber Korsa, które stały na półkach tej perfumerii od dobrych 6 miesięcy). Jeśli zdarzy się wyjątek i zapachu jeszcze nie znam, w 9 przypadkach na 10 rozpoczynam drogę przez mękę. Sęk w tym, że lubię pachnieć wyraziście - nie jestem ortodoksem, nie ograniczam się do niszy, nie tępię jakichś konkretnych nut zapachowych. Jeśli jednak zapach jest delikatny - od razu tracę zainteresowanie i odbywam rytualny dialog z ekspedientką:

E: i jak podobają się perfumy?

J: niestety są zbyt nudne/zbyt delikatne/zbyt niemrawe

E: tak ma być! Teraz wszystkie panie takie kupują/Taka moda/Idealne dla młodych dziewczyn\kobiet/Idealne na wiosnę\lato. No proszę powąchać jakie piękne/lekkie/świeże/dziewczęce/urocze.

J: dziękuję, wolę np. coś w rodzaju Organzy/Womanity/Aliena/Słonia Kenzo - może coś takiego pojawiło się wśród nowości?

Gdybym dostawała złotówkę za każdą niegrzeczną lub co najmniej dziwną odpowiedź udzielaną mi na ostatnie pytanie, miałabym pieniądze na kilka Amouage'y. Słyszałam już, że: chcę pachnieć starą babą (Organza), "ojej taki mocny zapach, nie to nawet nie warto testować" (Womanity) i mój absolutny numer jeden: takie drogie perfumy dla takiej małolaty?!" (Eau du Soir - Sisley). Prawda, że obsługa klienta na wysokim poziomie?

Często zdarza się też, że mimo moich wyraźnych protestów, próśb o możliwość przetestowania czegoś, co faktycznie mogłoby mi się spodobać, dostaję same subtelniusie świeżaczki. Powodami takiego zachowania ekspedientek mogą być dwa następne punkty.



2. Ekspedientki nie wiedzą o czym mówią - nie oczekuje od ekspedientek znajomości piramid zapachowych, dat powstania i anegdotek o każdym zapachu, mimo to są pewne elementarne informacje, które ktoś pracujący w perfumerii powinien mieć. Jeśli zadaję pytanie, to po stokroć bardziej wolę poczekać parę minut, aż ekspedientka skonsultuje się z koleżanką, poszpera w notatkach/materiałach promocyjnych, czy zajrzy do internetu niż usłyszeć stek bzdur lub czytanie informacji z opakowania. Rozumiem, że dla kogoś, kto nie interesuje się tematem, zapamiętanie chociaż szczątkowych informacji o kilkuset zapachach jest awykonalne. Niemniej jednak, wciskanie kitu jest gorsze od przyznania się do niewiedzy. Moje ulubione przykłady branżowej ignorancji to teksty w stylu: "zostały wycofane", "nie, te perfumy nie zostały poddane reformulacji", "takie perfumy nie istnieją", "w perfumeriach internetowych sprzedaja same podróby".

Historia z życia wzięta. Poszłam sprawdzić czy Exotica by Roberto Cavalli jest już dostępna. Czas akcji: maj 2014. Pierwsze wzmianki o tych perfumach: przełom roku 2013/2014.

J: czy jest już Roberto Cavalli - Exotica. Takie jak te (tu wskazanie na całą rodzinkę - Eau De Parfum, Acqua i Nero Assoluto) tylko różowe?
E: (z niepewnością w głosie) eee nie, nie ma... A skąd pani wie, że w ogóle będzie coś takiego?
J: w magazynie dla kobiet widziałam informację, że to nowość, i że będą je Państwo mieli na wyłączność. Ponadto w internecie już od jakiegoś czasu pojawiały się wzmianki.
E: (nadal powątpiewająco) jest pani pewna?
J: w ostatni numerze Elle było napisane, że właściwie już powinny pojawiać się w perfumeriach.
E: aaaa, bo to wie pani, w gazecie coś napiszą, a my to za pół roku dostaniemy. Nic nie wiem, żeby miało się pojawić. 
J: ale to typowo letni zapach, więc chyba jednak pojawi się wcześniej...
E: jak lekki, to może coś innego pokaże z letnich nowości.
J: dziękuję, zależy mi na tych, bo kolekcję RC lubię i chciałam sprawdzić, czy Exotica też mi przypadnie do gustu.
E: to milutko, że ma pani ulubione perfumy!

Tak. A nawet jakieś 300. Exotica zaś w tej perfumerii pojawiła się tydzień później.


3. Wymóg promowania konkretnych produktów. Ok plany sprzedażowe same się nie zrealizują - kapuję. Zdzierżyć nie mogę jednak wciskania tych produktów klientom, którzy przyszli po coś zupełnie innego, ba dokładnie wiedzą, co chcą kupić.Skoro klient jest zdecydowany i zmierza z produktem do kasy, to jaki jest sens w namawianiu go na coś zupełnie innego? Najbardziej bulwersuje mnie jednak wpychanie promowanych perfum osobom, które szukają prezentu dla bliskich. Niejednokrotnie byłam świadkiem sytuacji, w której klient konkretnie określił czego szuka, jakich zapachów obdarowywana osoba używa, a ekspedientka namawiała go na zakup czegoś skrajnie innego, tylko dlatego, że była to najgorętsza nowość.


4. Brak testerów - w tej samej kategorii mieszczą się puste testery oraz oczywiście testery zepsute, ale o tym napomknę w punkcie 6. Zdarza mi się kupować w ciemno przez internet - ale od perfumerii stacjonarnej wymagałabym regularnego uzupełniania braków, a także sprawdzanie, czy zapach, który stoi na półce jest świeży/flakon jest pełen. Równie upierdliwe jest trzymanie perfum w zamkniętych gablotkach - dopraszanie się o podawanie kolejnych flakonów psuje przyjemność testowania. Pod ten wątek podepnę także ekspedientki, które nie potrafią zrozumieć, że chcę przetestować perfumy na skórze. Jasne - rozumiem, że ktoś woli najpierw na blotterku - bo jest alergikiem, bo ma nadwrażliwy węch, bo na nadgarstkach nosi własne perfumy. Warto jednak wybór pozostawić kupującemu i nie odmawiać klientom możliwości przetestowania zapachu na własnej skórze.


5. Brak próbek - kosmetyki, nie tylko perfumy, ale i kolorówka oraz pielęgnacja, to na tyle specyficzne produkty, że potrzeba wiele testów, by znaleźć trafiony krem, podkład czy zapach. Dorzucenie gratisów w postaci próbek czy miniaturek produktów, to nie tylko uprzejmy gest podziękowania ze strony perfumerii, ale także sposób na promocję kosmetyków i zachęcenie klienta do ponownych zakupów.


6. Sposób przechowywania kosmetyków - gotowane pod rozgrzanymi do czerwoności lampami, kosmetyki są narażone na szybsze zepsucie. Nie w każdej perfumerii można poprosić o produkt "z szuflady", często jesteśmy skazani na produkty prostu z mocno oświetlanych półek. Pomijam skandaliczny fakt, iż czasem zdarza się, że ktoś kupi produkt przeterminowany, zepsuty, ponieważ to bezwzględnie podlega reklamacji. Jeśli zepsuje się tester - klient zostaje po prostu wprowadzony w błąd, gdyż powącha ciecz nie mającą zbyt wiele wspólnego, zwłaszcza w pierwszych minutach, z tym jak powinny pachnieć świeże perfumy. Traci na tym nie tylko klient, ale i perfumeria, gdyż nie spotkałam się jeszcze z zepsutymi perfumami, które zachęcałyby do zakupów.

A co Was irytuje w perfumeriach stacjonarnych?

wtorek, 29 lipca 2014

Perfumowe Archiwum X - Escada Collection

 
Przypuszczam, że każdy kolekcjoner, a za takowego się uważam, oprócz polowania na białe kruki, ma także jakiegoś Świętego Graala, którego poszukiwanie staje się znaczną częścią pasji kolekcjonerskiej. Moim Świętym Graalem była Escada Collection - pragnęłam jej z kilku powodów.

Po pierwsze - miłość do marki Escada. Oprócz tego, że kolekcjonuję letnie limitowanki, to do moich największych perfumowych miłości należą - Ocean Blue - limitowanka z zamierzchłego, 1995 roku oraz klasyczna, coraz trudniej już dostępna piękność - Escada Margaretha Ley. Obecne limitowanki nie należą do moich ulubieńców, zbieram je z sentymentu do starych, dobrych czasów tej niemieckiej marki.

Po drugie - flakon. Sukienkowe wersje EC są po prostu piękne, bogato zdobione, nie ocierają się o kicz, za to znakomicie podkreślają nazwę perfum.

Po trzecie - cóż to za kolekcja bez Escady Collection. Żartuję oczywiście, choć faktycznie, jest to kolejny zapach, który chciałam posiadać dla samej 'zasady'.

Po czwarte - te perfumy są naprawdę piękne. Miodowa słodycz, która nie jest banalnym ulepem, a wyjątkową kompozycją, która przepięknie nosi się w czasie pięknej polskiej złotej jesieni.

Po kilkuletnich poszukiwaniach - w końcu wpadły w moje ręce. Perfumy, które posiadam są wersją z 2001 roku - nuty zapachowe w posiadanym przeze mnie egzemplarzu są nie zmienione. Na mojej skórze pachną głównie miodem na słodkiej, waniliowo-tonkowej bazie. Wspominana już polska jesień kojarzy mi się z tymi perfumami również z powodu głębokich, śliwkowych nut - w odróżnieniu od miodu, owoc ten nie jest ulepnie słodki, wręcz przeciwnie - momentami na mojej skórze wychodzi podwędzona śliwka węgierka, co w całości daje efekt rozgrzewającego miodu pitnego z dodatkiem likieru śliwkowego.

Niektóre źródła jako jedną z nut podają... colę. Coś w tym jest, szczególnie w pierwszych chwilach po psiknięciu, gdy miód nie osiądzie jeszcze na skórze. Zamiast niego pojawia się pozbawiona gazu, bardzo słodka coca cola, może nawet cherry coke. Kwiatów nie wykrywam - lecz wierzę, że są, inaczej miodowa śliwka przydusiłaby nosicieli swą słodyczą. Dzięki nim, perfumy nadal pachną perfumami, a nie deserem. Baza z drzewa sandałowego spina wszystko w spójną całość, w której każdy element został dokładnie przemyślany.

Dobrą wiadomością jest niewątpliwie to, że przy całej swojej urodzie, EC nie jest zapachem niezastąpionym. Alternatywą mogą być tutaj zarówno niszowy Botrytis marki Ginestet - na mnie niestety, zbyt miodowy, wąchając go czuję drapanie w gardle, a także jakże mainstreamowa, tania i łatwodostępna w sieci Britney Spears - Curious in Control. Perfumy celebrytki stoją o klasę niżej jeśli chodzi o wykonanie, ale czuć w nich tę samą miodową słodycz, co rekompensuje straszliwą cenę i trudną dostępność EC.

Trudno mi oceniać trwałość i projekcję EC - z jednej strony mam świadomość, że 2001 rok w perfumowym świecie to zamierzchła przeszłość, wtedy od zapachów wymagano znacznie więcej, z drugiej w chwili obecnej perfumy mają ponad 13 lat - co może mieć lekki wpływ zarówno na ich projekcję, jak i trwałość na skórze.



Francoise Caron
Pierwotna wersja powstała w 1997 roku,

Szkoła uwodzenia: La Perla - J'aime



Moja przygoda z J'aime by La Perla rozpoczęła się w 2008 roku. Już zawsze będę pamiętać moment, gdy w Douglasie w Galerii Bałtyckiej powąchałam flakonik, szumnie reklamowany jako najgorętsza nowość. Psiknięcie na nadgarstek; pierwszy niuch - zapowiadał się obiecująco, słodkie owoce - truskawki, poziomki, może maliny. Powąchałam rękę ponownie i cały zachwyt zniknął. Poczułam zapach sfermentowanych truskawek, truskawkowego, archaicznego odświeżacza do toalet w formie galaretki ukrytej w obrzydliwym plastikowym pojemniczku.

Mimo tej traumy, nie odpuściłam. Wielokrotnie testowałam J'aime, zdobywając kolejne próbki i odlewki. Przekonałam się, że sfermentowane truskawki były jedynie kaprysem mojej skóry. Teraz, gdy czuję na sobie tę odrobinę kwaskowatą, pudrową słodycz, mam w głowie nieprzyzwoite myśli. Te perfumy, tak samo jak bielizna marki La Perla, to zmysłowość, erotyzm, niepohamowana kobiecość.

W otwarciu jest dużo dojrzałego liczi - w wersji znanej także z Aury - Swarovski. Wyraźne są też maliny, choć ja upierałabym się, że czuć tam także truskawki lub poziomki. Pozwoliły uzyskać efekt soczystych słodkich owoców. Pieprz ratuje całość przed utonięciem w ulepnej owocowej pulpie, zamiast tego dodaje drażniącego nos charakteru. Kwiaty - w tym przypadku najwyraźniej czuć jaśmin, również pomagają uciec od ściśle kulinarnych skojarzeń - wspomniana już pudrowość, kojarzy mi się bardziej z używanym w buduarze talkiem do ciała, niż chmurą pudru używanego przez nasze babcie. To potęguje efekt zapachu seksownej uwodzicielki.

Owszem, zapach bywa banalny, ale prawda jest taka, że gdybym miała się wybrać na randkę, postawiłabym na J'aime, jako najbardziej skuteczny środek uwodzący. La Perla ostrożnie balansuje na granicy pomiędzy prostotą a prostactwem. Schlebia masowym gustom, ale robi to w sposób tak uroczy, że nie sposób jej się oprzeć. W często pojawiających się na rozmaitych forach wątkach dotyczących "najseksowniejszych perfum: J'aime jest wymieniana bardzo rzadko. Z jednej strony mnie to dziwi - potencjał drzemiący w tym różowym flakoniku jest ogromny, z drugiej strony, wolę zostawić tę tajną broń dla siebie. Pamiętam, że gdy raz użyłam ich na uczelnię - od mojej szyi nie chciały się oderwać nawet koleżanki. Od tamtej pory, oszczędzam La Perlę na wyjątkowe okazje.

Długo nie mogłam zebrać się do kupienia własnego flakonu. Zawsze odkładałam zakup na później, sama nie wiem czemu. W końcu w grudniu zeszłego roku marzenie się spełniło i mój kochany mężczyzna podarował mi La Perlę w prezencie gwiazdkowym.

Na koniec - krótka adnotacja o flakonie z grubo ciosanego szkła - piękno zamknięte w prostocie. Jedna z najestetyczniejszych buteleczek dostępnych obecnie na rynku.

Stworzone w 2007 roku przez Francoise Caron
Nuty zapachowe:
pieprz, liczi, bergamotka, 
jaśmin, lilia wodna, maliny,
karmel, paczula, białe piżmo, ambra.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Blog: reaktywacja

Po półtorarocznej nieobecności, najwyższy czas powrócić na łono blogosfery. Już niedługo wracam z nowymi recenzjami zapachów, które podbiły moje serce lub zmasakrowały mi nos. Nisza, mainstream, celebryckie i katalogowe - wśród opisywanych perfum nie zabraknie przedstawicieli żadnej półki. Zapraszam do czytania!